Wrzesień to miesiąc, w którym nie ma jeszcze turystów w Tajlandii. Tu sezon wakacyjny rozpoczyna się wtedy, kiedy w Polsce skrobiemy szyby w autach. Dlatego też cieszyliśmy się, że odpoczniemy od tłumów turystów. Nie jesteśmy typem ludzi, którzy jeżdżą na zorganizowane wakacje nad zatłoczonym basenem.
Pogoda dopisywała, plaże były puste, morze ciepłe i przejrzyste a my wreszcie mogliśmy odpocząć od warszawskiego hałasu. Dobra książka, sok ze świeżych owoców, który nigdzie nie smakuje tak samo jak w Azji i widok, który zapiera dech w piersiach. Oczywiście długo ten relaks nie trwał, bo mnie nosiło… Być w Tajlandii i siedzieć w miejscu? To nie dla mnie!
Mieszkaliśmy kawałek za Sairee Beach, to takie fajne, niewielkie miasteczko. Nigdzie też nie spotkaliśmy tak miłych i pomocnych Tajów, jak właśnie tam. A czy na Koh Tao wiedzą gdzie jest Polska? Chyba nie, ale znają Roberta Lewandowskiego. Jak widać nawet na wyspie zamieszkałej przez 1400 osób, znany jest nasz orzeł biały. Ale odbiegam od tematu! Co robiliśmy skoro nie mogłam usiedzieć w miejscu? Zwiedzaliśmy okolice i inne plaże, szukaliśmy ciekawych miejsc, i próbowaliśmy kolejnych tajskich pyszności. Kacper nurkował, ja się nie dałam przekonać ale uczyłam się pływać. Na Koh Tao pogoda czasem nas zaskakiwała, z błękitnego nieba nagle robiły się ciemne chmury, padało 10 minut, żeby zaraz znowu grzało słoneczko. Na wyspie nie jest też dużo drożej niż np. na Koh Samui, ceny różniły się o 10-20 baht.
W Tajlandii zmierzch zapada bardzo wcześnie, bo już około godziny 19 jest ciemno. Pewnego dnia po kolacji wybraliśmy się na plaże, a tam siedziała grupa ludzi, a w tle grały hiszpańskie rytmy. Mmm. I nas tam nie ma? Kolorowe pufy na piasku, niewielki barek, gdzie serwowane były tajskie drinki i pokaz fireshow. Grupa kilku chłopców z Mjanma (wcześniej Birma) dosłownie bawili się ogniem. Chodzenie po linie nad turystami, a przy tym podrzucanie płonącymi rekwizytami… co to dla nich! Odpalanie papierosów turystom od płonących podrzucanych pochodni? Proszę bardzo! We wspólną zabawę zaangażowali się wszyscy goście, a ja byłam tak zauroczona całą sytuacją i wraz z chłopcami występowałam na „scenie” 😀
Ludzie z różnych zakątków świata, wspólnie śmiali się i tańczyli. A to wszystko na kilku metrach piasku, na małej wyspie, na końcu świata. Tam trzeba być, by poczuć ten klimat. Coś niesamowitego, coś czego nie możemy doświadczyć na co dzień. Będę długo wspominać ten magiczny wieczór.
Śliczne zdjęcia i super wpis 🙂
Mega podoba mi się wygląd bloga 😍
Pozdrawiam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
❤
PolubieniePolubienie
Bomba! Zazdroszczę ludziom którzy maja czas i środki na takie podróże.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kwestia umiejętnej samoorganizacji 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piękne zdjęcia, myślę, że spokojnie można nazwać taką podróż – podróżą marzeń 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba